20-05-2011
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Nowy kryminał Marka Krajewskiego „Liczby Charona" to już trzecia książka, po „Głowie Minotaura" i „Eryniach", w której pojawia się komisarz Edward Popielski. I zapewne nie ostatnia.
Krajewski pożegnawszy literackiego bohatera Eberharda Mocka z Breslau, przeniósł akcję swoich kryminalnych powieści do Lwowa i powołał do życia komisarza Popielskiego. Miejsce i bohaterowie się zmienili, ale czasy - nie, nadal pozostajemy w latach międzywojennych, w których Krajewski czuje się bardzo dobrze. Coraz lepiej czuje się także w przedwojennym Lwowie. Już recenzując „Erynie" chwaliliśmy autora za świetne sportretowanie miasta, teraz można by powiedzieć, mieszkał tam od zawsze, choć jak wiadomo, pochodzi z Wrocławia.
Jeśli zaś idzie o intrygę kryminalną, to w „Liczbach Charona" Krajewski dodał perfidną i dość skomplikowaną zagadkę matematyczną. Jest rok 1929, we Lwowie dochodzi do brutalnych morderstw, a zabójca zostawia na ciele ofiar tajemnicze napisy w języku hebrajskim. Ta sprawa to szansa dla Popielskiego, który wyleciał z policji, bo zadarł z przełożonym, ale może wrócić, gdy złapie mordercę. Najpierw jednak musi rozszyfrować napisy, a do tego przyda mu się wiedza matematyczna. Powiedzmy jeszcze o uczuciu, jakie dopada Popielskiego - komisarz zakochuje się w młodej i pięknej Żydówce Renacie Sperling, ale jak to u Krajewskiego, nie będzie to miłość szczęśliwa. I jak zwykle u tego pisarza, nie brakuje w tej powieści odrażających indywiduów, takich jak hrabia Bekierski.
Sam finał powieści wydaje się nieco przekombinowany, ale na kolejny kryminał z Popielskim w roli głównej na pewno będziemy czekać. Nie da się ukryć, że przyzwyczailiśmy się już do lwowskiego policjanta.
Marek Krajewski, „Liczby Charona", Znak 2011, s. 302.