13-03-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Iga ma 35 lat i wszelkie predyspozycje ku temu, by uznać ją za kobietę szczęśliwą i spełnioną. Rozrzucone skarpety i drobne sprzeczki to nic w porównaniu z tym, co widzi się w telewizji. Żadnej przemocy w rodzinie, żadnych zdrad ani kłamstw. A za to kochający mąż, dwoje rezolutnych dzieci, piękny dom, przyjaciele, na których można polegać, satysfakcjonująca praca i stabilizacja materialna. Żyć nie umierać. Sielski obrazek rodzinny psuje odrobinę matka Igi, właścicielka pary niebotycznie długich nóg i zbyt artystycznego podejścia do życia, a także dwoje drobnomieszczańskich hipokrytów, uosabianych przez teściów bohaterki. I tak jest do pewnego czwartku.
Czwartku, w którym Iga odkryła zdradę Konrada. I kolejnych czwartków, kiedy upewniała się, że wiarołomność męża nie jest psikusem jej wyobraźni, a przecież walczyła o rodzinę i borykała się z codziennymi problemami. Akcja zawiązuje się wokół śladu szminki na koszuli męża, a potem wielowątkowo biegnie to tu, to tam, nie tracąc na wartkości. Bohaterka przedziera się przez życie, śmieje się, płacze, wścieka i wspomina. Czasami twardo stąpa po ziemi, aby za chwilę popaść w paranoję. Ot, życie. W cały ten rozgardiasz wkracza przypadkowo poznany, szarmancki Szymon.
„Naszyjnik z Madrytu” doczekał się dotychczas jednej recenzji. Niepochlebnej. Jej autorka zarzuciła Dorocie Combrzyńskiej-Nogali, że nakreśla obraz upadku zdradzanej i poniżanej kobiety, która na dodatek miała trudne dzieciństwo. Istotnie, Iga miałaby marne szanse, aby znaleźć się wśród panteonu idoli wojujących feministek. Trudno się jednak zgodzić, że to powieść o upadku. To powieść o powstaniu i rewolucji. Życiowej rewolucji, która dokonuje niezłych zniszczeń, ale na zgliszczach tego, co było niepostrzeżenie buduje nowe, lepsze, ładniejsze. A wszystko to okraszone jest dużą dozą humoru i zapachem kulinariów.
Wartkie dialogi i urywane krótkie zdania sprawiają, że książkę czyta się z przyjemnością. Galeria przewijających się postaci jest barwna, nieszablonowa, dobrze nakreślona i niepozbawiona wad, co sprawia, że bohaterowie są ludźmi z krwi i kości.
Warto dodać, że nie jest to „grzeczna” książka. Język często jest dosadny, Iga klnie na czym świat stoi, a autorka nie ucieka od spraw seksu. Sceny łóżkowe przesycone są erotyzmem, z czego wniosek, że dziecięcy bohaterowie zostali poczęci na drodze fizycznych uniesień, a nie, jak to się dość powszechnie zdarza w literaturze, niepokalanych poczęć.
Wszystkim, którzy zarzucają tej pozycji banalność należy przypomnieć, że autorka nie pretendowała do literackiej Nagrody Nobla. Napisała zabawną, lekką powieść, która w niczym nie ustępuje bestsellerom Katarzyny Grocholi.