Strona głównaKulturaPrzepis na życie

Przepis na życie

Tym razem zrobimy wyjątek - to będzie recenzja serialu a nie filmu. Ale „Przepis na życie" recenzji jest wart.
Przepis na życieJest On (Jerzy) i Ona (Anka). Odnajdują się, gubią, znów odnajdują... żyją ... no jeszcze nie wiemy, czy długo i szczęśliwie, w końcu opowieść jeszcze się nie skończyła. Na razie narastają komplikacje, oboje mają bowiem byłych małżonków, dzieci, przyjaciół, rodziny i ambicje zawodowe, które czasem nijak nie są w stanie się poukładać. A wszystko kręci się wokół kuchni. I tej domowej, gdzie można robić super smaczne rzeczy na co dzień i od święta (choć świąt jeszcze w serialu nie było). I tej profesjonalnej - gdzie wszystko musi chodzić jak w zegarku i gdzie padają czasem niezrozumiałe dla przeciętnego widza słowa. A skoro kuchnia to jedzenie. To właśnie ono jest jednym z bohaterów i jednym z głównych atutów serialu. Pięknie pokazane przyrządzanie i podawanie oraz... , które rzeczywiście da się odtworzyć (próbowałam!).

Jednak jedzenie to nie wszystko, czego spodziewamy się po serialu obyczajowym nawet z „Przepisem" w tytule i kuchnią w tle. Potrzebna jest jeszcze fabuła, aktorzy i ich gra, scenografia, muzyka i inne elementy. I tu zaczyna być różnie. Zacznę jednak od zalet.

Odtwórcy głównych ról (a mam tu na myśli nie tylko Ją i Jego z pierwszego akapitu) są doskonale dobrani. Przy czym „para towarzysząca" Andrzej i Beatka, brawurowo i z coraz większą autoironią odgrywana przez i Maję Ostaszewską, bije na głowę romantycznych z założenia Jerzego - Borysa Szyca i Ankę - Magdalenę Kumorek. Ogromnym atutem serialu są świetnie obsadzeni aktorzy drugoplanowi - od Edyty Olszówki, która w roli femme fatale i przyjaciółki głównej bohaterki odnalazła się bez problemu, poprzez nastolatków z Aleksandrą Radwańską i bezkonkurencyjną Dominiką Gwit, międzynarodową ekipę kuchenną, aż po mój ulubiony kwartet „starszaków" w składzie: Dorota Kolak, Iwona Bielska, Sławomir Orzechowski, Wojciech Duryasz, wprowadzający w serial dojrzałą pogodę ducha. Mam trochę wątpliwości co do nowych postaci (z Tomaszem Karolakiem na czele), ale także nadzieję, że nie „zdetronizują" oni dotychczasowego trzonu bohaterów.

Pani Agnieszka Pilaszewska, autorka scenariusza stara się jak może, by historia nie była ani banalna, ani przewidywalna. I może stara się aż troszkę za bardzo, bo jest w opowieści sporo przerysowań i rzeczy kompletnie nierealnych. To jednak można by twórcom wybaczyć, w końcu nawet seriale mające dokładnie odbijać rzeczywistość nie zawsze sobie z tym radzą... Jest jednak inny problem, bardzo irytujący zarówno mnie jak i spore grono osób, z którymi wymieniałam na ten temat uwagi. Dotyczy on... pogody. A raczej pór roku. Ja doskonale rozumiem, że serię kilkunastu odcinków kręci się niemal jednym ciągiem. Ale na litość, to powinno być uwzględnione w scenariuszu, zwłaszcza gdy upływ czasu jest odmierzany ciążami bohaterek. I tak w pierwszej serii mamy zimę trwającą około 9 miesięcy (Anka zachodzi w ciążę w momencie, w którym w Warszawie są już świąteczne iluminacje i leży śnieg, a jedzie rodzić - o czasie - gdy... nadal jest zimno i leży śnieg). Na początku serii drugiej czas za to gna niepowstrzymanie. Kilka dni po porodzie mamy pełnię lata. Ale później znów wszystko zatrzymuje się w miejscu - lato trwa przez całą niemal ciążę Beatki, która zaczyna rodzić jeszcze w upalne dni, by... wyjść ze szpitala przy leżącym na ulicy śniegu, na początku serii trzeciej. Na te kombinacje z porami roku nakłada się zupełnie niezwykły rozkład roku szkolnego oraz mnóstwo innych nieścisłości związanych z upływem czasu. Niestety, takie drobiazgi psują trochę radość z oglądania jednego z najciekawszych seriali ostatnich lat. Warto trochę dopracować albo scenariusz, albo scenografię, by złagodzić wrażenie kompletnej nierealności.

Na koniec jeszcze o muzyce, bo ona także stanowi mocny punkt. Nie wiem na ile świadomie pracujący nad serialem nawiązują do muzyki z kultowych komedii romantycznych takich jak „Bezsenność w Seattle", gdzie też używano klasycznych standardów, ale pomysł jest strzałem w dziesiątkę. Muzyka „robi nastrój", przykrywa niedociągnięcia i dodaje klasy. I podoba się. Bardzo. Chyba najbardziej ze wszystkich elementów serialu, może poza jedzeniem i Piotrem Adamczykiem świergoczącym do maleńkiej dziewczynki...

Mimo jego drażniących scenariuszowo-reżysersko-scenograficznych słabości jako całość polecam za świeżość, komediowy wdzięk i wspomniane powyżej atuty.

Joanna Gacka / Senior.pl

Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Komentarze

  • 22:44:00, 08-03-2012 ~gość: 178.36.11.xxx

    Aleksandra Radwańska jeśli już, nie żadna Anna!
  • 17:16:26, 10-03-2012 ~gość: 82.5.149.xxx

    Serial świetny, polecam wszystkim!
  • 18:59:29, 20-03-2012 juniorka

    Mam problem z serialami... nie lubię ich.
  • 19:31:46, 22-03-2012 Dela

    Cytat:
    juniorka
    Mam problem z serialami... nie lubię ich.
    To jesteśmy w jednej drużynie......
  • 20:24:59, 22-03-2012 eledand

    Na żadne Seriale nie patrzę i jest mi z tego tytułu bardzo dobrze.
  • 23:07:05, 22-03-2012 alina53

    Bardzo fajny film wart obejrzenia

Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • EWST.pl
  • Uniwersytety Trzeciego Wieku
  • Akademia Pełni Życia
  • Hospicja.pl
  • Oferty pracy