28-08-2016
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Tytułowy "Bezcenny" to obraz Rafaela „Portret młodzieńca”, który nam skradziono w czasie II wojny światowej i do dzisiaj nie wiadomo gdzie się znajduje.
Głównymi bohaterami powieści są cztery niebanalne osoby: dr Zofia Lorentz, 34 lata, historyk sztuki, drobna blondynka, Lisa Tolgfors – 50 lat, Szwedka, międzynarodowa złodziejka dzieł sztuki, poliglotka, pseudonim Ronja (córka rozbójnika), Karol Boznański – wysoki brunet, polski marszand, niegdyś związany z Zofią oraz Anatol Gmitruk – 40 lat, major, komandos, równie brzydki co skuteczny.
Zofia Lorentz na zebraniu organizacyjnym robi trójce wspólników wykład (przydługi niestety) na temat grabieży polskich dzieł sztuki jakich dokonywali Niemcy, w dodatku Rosjanie oraz Amerykanie sobie też nie żałowali. Do dzisiaj nie odzyskaliśmy 60 000 dzieł.
„Najgorzej było w czasie powstania [warszawskiego]. Niemcy dostali małpiego rozumu, wpadali do muzeum jak do darmowego sklepu z pamiątkami”.
Początek powieści to rok 1944 i 1946. Jednak akcja toczy się przede wszystkim wokół działań czwórki bohaterów w Polsce, USA, Szwecji i na Ukrainie.
Najbardziej brawurowa odbywa się w Stanach Zjednoczonych, gdzie mieli nadzieję na odzyskanie (choć nielegalne, do tego właśnie była potrzebna Lisa, która nie zawahała się dla dobra sprawy nawet pracować nago) Rafaela. W też było nieźle – musieli nocować w szopie przy zoo pełnym siana zużytego przez tygrysy. Paleta woni zapewne była zwalająca z nóg ale nie mieli innego wyjścia.
Autor korzysta z okazji i zapoznaje czytelnika ze swoją opinią na temat premiera, ministra kultury oraz pisma „”. Wypowiada się także na temat twórczości uznanych pisarzy. I nie są to pochlebstwa. Przypominam, że książkę wydano w 2013 roku. Nie odpuścił też marszandom i całemu rynkowi dzieł sztuki gdzie według niego królują lewe aukcje, zły gust, mody medialne i tym podobne zjawiska.
Miłoszeski opisuje nie tylko z losy polskich dzieł sztuki ale i sposoby ich chronienia przed złodziejami.
„…niektóre wiejskie chałupy są lepiej zabezpieczone niż polskie muzea” – nie brzmi to optymistycznie.
Poza wątkiem poszukiwania dzieł sztuki, bo na jednym portrecie się nie skończyło, mamy teorię spiskową, terroryzm górski, ekologiczne gospodarstwo jednego z bohaterów, zawodowego zabójcę oraz amerykańskiego biznesmena prowadzącego fundację przyznającą nagrody literackie, finansującego biblioteki i programy propagujące czytelnictwo. Ten ostatni bardzo mi się podoba.
Atrakcji i pomysłów w książce jest wiele, między innymi więzienna wersja języka polskiego używana przez Lisę.
Niestety zabrakło książce ręki dobrego redaktora. Bo są tu powtórzenia tych samych informacji, a nawet cudowna przemiana makowca w sernik w trakcie jednej sceny. Jeśli komuś to nie przeszkadza to polecam.