18-07-2015
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
"Ant-Man" to jeden z tych obrazów o superbohaterach, które niemal ogląda się jak zwykły film bez postaci obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami.
Scott Lang (Paul Rudd) ma wielkie serce, ogromne poczucie sprawiedliwości i... nieco mniej szczęścia. Dla dobra córki postanawia zaniechać przestępczego fachu i zostać przeciętnym facetem sprzedającym pączki. Pojawiają się jednak komplikacje, a na jego drodze staje wybitny naukowiec Hank Pym () będący w posiadaniu niezwykłej technologii pozwalającej zmniejszyć człowieka do rozmiarów mrówki. By technologia nie trafiła w ręce złoczyńców, Scott musi stać się Ant-Manem i znów zostać przestępcą.
Produkcja Peytona Reeda łączy elementy kina familijnego i kryminalnego, gdzie trzeba opracować plan i ukraść coś wartościowego. Tak zbudowana konstrukcja sprawia, że momentami zapominamy, że to science fiction. Wątek rodzicielski bywa nieco przegadany, szczególnie dla młodszych widzów, ale knucia i organizowanie napadu ogląda się wypiekami na twarzy. Oczywiście kapitalne, pięknie zrealizowane są same sceny microświata. Hollywoodzcy twórcy nie mają co prawda aż takiej wyobraźni jak w przypadku "Kingsajz", ale pomysły z "Disintegration" The Cure (chyba po pierwszy raz u Disneya można usłyszeć Roberta Smitha i spółkę) czy lokomotywą Tomkiem są błyskotliwe i zabawne. Ponadto mamy niezłe dialogi i sporo śmiechu, który zapewniają przede wszystkim lekko nierozgarnięci kumple Scotta, ale i on sam ze swym sarkastycznym nastawieniem. Aktorsko też jest całkiem w porządku, choć Evangeline Lilly okazuje się dość drewniana.
"Ant-Man" to kolejny przykład rasowej rozrywki, z wszystkim, czego rodzinom na weekendowy wypad do kina potrzeba.