06-04-2016
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
"Wygląda na to, że w całym kraju aż roi się od oszukanych mężów i okłamanych przedsiębiorców, którzy mieli tysiąc powodów, by zażądać głowy lorda Stephena."
Pierwszy tom serii nosi tytuł „Śmierć w posiadłości Wentwaterów”. W polskiej edycji na okładce jest siedzący na wannie . Ale w tekście go nie ma, co mnie bardzo rozczarowało.
Akcja powieści toczy się w ciągu tygodnia, zimą 1925 roku. Córka wicehrabiego dwudziestopięcioletnia błękitnooka Daisy Dalrymple nie chce być zależna od rodziny, a za mąż nie wyszła, bo jej narzeczony zginął w czasie pierwszej wojny. Namolny wielbiciel Philip natomiast niech sobie wielbi inna panią. Wyprowadziła się od matki postanawiając zarabiać jako dziennikarka. Dostaje zlecenie na napisanie artykułu o posiadłości lorda Wentwater. Dobre pochodzenie umożliwia jej kontakt z wyższymi sferami.
Autorka klasycznie prowadzi akcję – najpierw przedstawia czytelnikowi całą rodzinę – lorda, jego bardzo młodą żonę z tajemnicą, czwórkę dorosłych dzieci, co jedno to mniej udane. Także siostrę, to „Rozłożysta dama w niesprecyzowanym wieku, ubrana w obszerne tweedy i wspaniale perły” z mężem. No i oczywiście służbę, która nosiła uniformy oraz liberie, pracowała do ósmej wieczór, a nawet do północy, bo jaśniepaństwo mogliby potrzebować pomocy przy zaspokajaniu zachcianek czy wychodzeniu z bardzo wysokich wanien. Dunn opisuje także wnętrze domu, podaje fakty z dziejów rodziny. A potem następuje znalezienie trupa.
Wszyscy ukradkiem cieszą się, że ten łajdak o zimnych oczach zginął tylko kto jest mordercą?
Daisy pomaga policjantowi Alecowi Fletcherowi, a nawet całej rodzinie, bo jest bystra i życzliwa. Policjantów lord nie zaprasza do stołu na wspólny posiłek, bo przecież nie są dżentelmenami. Mogą najwyżej osobno zjeść o nazwie „rozkosz dżentelmena” z chlebem bez skórki. Ale co to za rozkosz bez skórki?
W tle mamy też kradzież arystokratycznych klejnotów. I odrobinę humoru. Szkoda, że tak mało.
Niestety tłumaczka ma kilka wpadek: zamiast lufka (do palenia papierosa) podaje słowo obsadka, zamiast „trup w szafie”- kościotrup w szafie, zamiast „macocha” – przybrana matka. No i uwielbiam proste zdania typu: „Kawę oraz alkohole podano i skonsumowano” czy (to już majstersztyk) „Arystokratyczna godność przenikała każdy cal jego wysokiej, wyprostowanej postaci” - istna „Trędowata” z której pamiętam: „Rasa szła przed nim i za nim, owijając się wokół jego stóp”.
Można tę książkę przeczytać w ramach zapewnienia sobie czystej rozrywki. Może w podróży lub u dentysty albo czekając na Godota.