23-09-2013
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Nie trzeba umieć podróżować w czasie, by być szczęśliwym. Trzeba tylko chcieć, trochę się wysilić i... mieć trochę szczęścia.
Bohaterem jest 21-latek (Domnhall Gleeson), który w dniu swych urodzin dowiaduje się od swojego taty (jak zawsze genialny ), że może podróżować w czasie, ale tylko do przeszłości. Ojciec, jednocześnie poucza go, by wykorzystywał ten dar do realizowania naprawdę ważnych rzeczy. Chłopak postanawia więc... zdobyć dziewczynę.
Z plakatów i zapowiedzi można wnioskować, że "Czas na miłość" to, co prawda pełna brytyjskiego wdzięku (tak, wiem, ze to oksymoron), ale kolejna . Gdzieś w połowie filmu, kiedy Tim zdobywa serce ukochanej i wiedzie z nią sielsko-anielskie życie, dociera do nas, że w obrazie Richarda Curtisa chodzi o coś więcej. Jak najbardziej mamy do czynienia z historią o miłości, lecz nie tylko romantycznej, damsko-męskiej. Także o miłości ojcowskiej, matczynej, dzieci do rodziców, siostrzanej, przyjacielskiej, platonicznej. Jest w tym dużo naiwności, prostoduszności, ale podanej w krzepiącej, dającej nadzieję, w pewnym stopniu zaraźliwej formie. Nienachalnej, niebanalnej, za to urokliwej i ciepłej.
To piękna, wzruszająca, mądra opowieść o czerpaniu radości z życia. O tym, że szczęście to zbiór drobiazgów, momentów, spojrzeń i uśmiechów, drobnych niedoskonałości i potknięć, herbat na plaży i meczów ping-ponga. Po prostu.