19-07-2015
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Magic Mike wraca na scenę. Kto czeka na czystą rozrywkę i show z umięśnionymi striptizerami, niech pędzi do kina. Ale tym razem nie dostanie niczego więcej. "Magic Mike XXL" jako sequel rozczarowuje, ponieważ najzwyczajniej w świecie zanudza.
Mike (Channing Tatum) zakończył karierę striptizera kilka lat temu, ale postanawia raz jeszcze dobrze się zabawić i po raz ostatni zatańczyć na scenie z chłopakami z zespołu. Po występie na legendarnym konwencie striptizerów cała ekipa chce zerwać z dotychczasowym zajęciem. W drodze na ostatnie przedstawienie zrozumieją, co jest dla nich najważniejsze.
Obraz Stevena Soderbergha sprzed trzech lat opowiadał o czymś więcej niż o dostarczaniu przyjemności . Amerykańskiemu reżyserowi w pierwszej części udało się pokazać wielowymiarowego bohatera, dla którego droga do wymarzonego zajęcia prowadzi przez branżę rozrywkową. Za kamerą drugiej części stanął tym razem producent oryginału, a Soderbergh zajął się zdjęciami, montażem i pełnił funkcję producenta wykonawczego. Takie przetasowanie ról nie wyszło jednak filmowi na dobre.
"Magic Mike XXL" to letnia rozrywka dla nieoczekujących zbyt wiele, ale także i ci mogą się trochę nudzić. Filmowi Jacobsa zabrakło porządnego scenariusza i dobrze napisanych dialogów. Droga naszych bohaterów na ostatni występ staje się dla widza męką z powodu nieumiejętnie rozpisanej akcji. Oczekiwanie aż panowie zatańczą po raz ostatni to wyzwanie tylko dla cierpliwych. W międzyczasie bowiem dostaje się przegadaną i zbyt pretensjonalną historyjkę.
Trzeba jednak przyznać, że film broni się jako rozrywkowe show. Dobrze wyselekcjonowana muzyka, pomysłowe choreografie i ze swoimi umiejętnościami tanecznymi sprawiają, że seans "Magic Mike'a XXL" nie był do końca straconym czasem.