27-04-2014
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Jak tu nie być fanem filmów o superbohaterach, skoro każdy kolejny jest lepszy od poprzedniego lub równie fajny, a niewypały zdarzają się rzadko?
Czy jest jeszcze coś, czego o Pajączku nie wiemy? Znajomość tej historii, jej protagonistów i antagonistów nie ma większego znaczenia. Liczy się dobra zabawa, odrobina humoru i fajne efekty specjalne. I współczesne, bliskie widzom podejście. W przypadku "Niesamowitego Spider-Mana 2" wszystkie te warunki zostały spełnione. Film zrobiono tak, jak należy! Ba! Tak dobrze, że 142 minuty seansu mijają naprawdę szybko i przyjemnie.
Jest tu coś dla każdego - fani Spider-Mana odnajdą wszystko to, co dało popularność tej postaci: chęć niesienia pomocy, uprzejmość, ciekawość, życzliwość. Zgodnie z (niepisaną) tradycją na ekranie w epizodzie pojawia się Stan Lee. Dla fanów akcji przygotowano szereg znakomicie zrealizowanych sekwencji pajęczych lotów i pomysłowych walk, w które sprytnie wpleciono muzykę. Z kolei z myślą o wielbicielach bardziej zagmatwanych opowieści w scenariusz wpisano trochę dylematów, slapsticu, komedii, romansu.
Tobey Maguaire w Andrew Garfieldzie znalazł nie tyle godnego następcę, co być może nawet rywala w starciu o status najlepszego Spider-Mana. Garfield w "dwójce" wyjątkowo dobrze radzi sobie z postacią zwykłego chłopaka, który od czasu do czasu przywdziewa czerwono-niebieski kostium (potwornie farbujący w czasie prania). Z grającą Gwen Emmą Stone (prywatnie swoją dziewczyną) stworzył bardzo sympatyczną parę. Dużo chemii! Jamie Foxx pojawia się w kostiumie, którym przełamuje swój dotychczasowy wizerunek. Sally Field w roli ciotki May nawet nie trzeba dodatkowo wychwalać. To w końcu … Rewelacyjnie - jako Harry Osborn wypada Dane DeHaan. Nie da się od niego oderwać wzroku. Jest świetnym kumplem z dzieciństwa Spideya, ale już od pierwszych scen wzbogaca bajkę o odrobinę psychopatycznej energii.
Potrafi Marc Webb wykorzystać swoje doświadczenia z o wiele skromniejszego, niezależnego kina. Jest w "Niesamowitym Spider-Manie 2" coś, co nazwać by można "dotykiem" "500 dni miłości" - drobne chwile beztroski i młodzieńczych marzeń, kilku spojrzeń i pocałunków, niezależności Gwen, zagubienia, pytań, prób mierzenia się z życiem, nie tylko ze złoczyńcami.
Owszem, są też w tym filmie pewne uproszczenia, skróty. Wystarczy niemal pstryknąć palcem, by dobry chłopak zamienił się w czarny charakter, ale kupuje się to z dobrodziejstwem inwentarza. Chociaż bliżsi są mi i X-Meni, to na trzecią część będę czekać z ciekawością.
Pamiętajcie, że wśród napisów końcowych studio Sony umieściło miłą niespodziankę. Nie wychodźcie więc za szybko z kina!