29-11-2014
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
"November Man" to takie ABC klasycznego kina sensacyjno-szpiegowskiego.
Dzieło opowiada o agencie CIA Peterze Devereaux (), który zostaje wyrwany z sielskiej emerytury w Szwajcarii, by pomóc dawnej koleżance. Okazuje się, że z pozoru proste zadanie zmienia się w skomplikowaną międzynarodową rozgrywkę.
Obraz Rogera Donaldsona kłania się hitom lat 80. i 90., kiedy problemy na ekranie rozwiązywali mentalni twardziele, a nie przypakowani superbohaterowie uzbrojeni w nowoczesne gadżety. Faceci z wadami, niekoniecznie w życiowej formie, jak Devereaux lubiący , ale i mający swoje zasady, a także słabe punkty.
Trzeba podkreślić, że Pierce Brosnan i jego szorstki bohater ciągną ten film. Niby mamy szpiegowską intrygę, zwroty akcji, zdrady, skomplikowane relacje, ale tak naprawdę to zlepek doskonale znanych i sprawdzonych pomysłów. Scenariusz nie należy do wybitnych, oryginalnością też nie grzeszy, ale na szczęście dużo się dzieje, drugoplanowe wątki i postaci są świetnie przejaskrawione, a całości dopełniają piękne zdjęcia.
Trochę to film jednorazowy, za mało w nim charyzmy, błyskotliwości, za dużo rzemiosła. Ot, niezłe staromodne kino dla widzów ceniących sobie przede wszystkim rozrywkę.