03-05-2019
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
„Problem w Polsce polega na tym, że nie ci mają dzieci, co powinni”. Dziennikarka Alicja Tabor (Magda Cielecka) przyjeżdża do Wałbrzycha, aby zebrać materiały do reportażu o zaginionych dzieciach. Zatrzymuje się w opustoszałym rodzinnym domu gdzie nie ma elektryczności. Jest jesień, więc krótki dzień a i pogoda bezsłoneczna. Przez okno widać szary sad z czerwonymi plamami dojrzałych jabłek.

W tym filmie teraźniejszość przeplata się z przeszłością gdzie jest wiele trupów zarówno fizycznych, moralnych jak i psychicznych. Wypadają one z szaf pamięci Anny, jej sąsiada, matki zaginionej dziewczynki, dyrektora domu dziecka, jego żony i jeszcze paru osób.
Realizm pomieszano z baśniowością, bo akcja dzieje się nie tylko w mieście, także poza nim gdzie jest kraina Kotojadów, Kotolubów i osób żyjących poza stereotypem i przeciętnością.
Zgodnie z tytułem akcja filmu rozpoczyna się, w ledwie rozświetlonych, ciemnościach, najpierw pociągu a potem drogi do domu.
Mamy tu nagromadzenie wszelkich okropności poczynając od II wojny światowej (nazizm), wyzwolenie w postaci sowieckiego żołdactwa, gwałcącego nastolatkę, dziecięcą pornografię, kazirodztwo, , handel dziećmi, chorobę psychiczną. Jak dla mnie zbyt duże nagromadzenie faktów mających świadczyć o panującym wszechwładnie Złu. Sądząc na podstawie filmu w Wałbrzychu jest ciągle prawie noc. Nie wiem czy mieszkańcy zgodziliby się z tą tezą.
Twórca nawiązuje też do przeszłości miasta za pomocą postaci księżnej Daisy i jej siedmiometrowego sznura pereł.
Przeszłość z którą mierzy się bohaterka jest przerażająca i choć pozornie jest kobietą sukcesu blizny przeszłości będzie miała do końca życia. Kompletnie więc nie przekonała mnie mała, końcowa nutka optymizmu.
Gdyby nie świetni aktorzy dla mnie ten film nie byłby wart obejrzenia.
