02-03-2008
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
„Będzie jedną z największych gwiazd filmowych wszystkich czasów”- tak mówił o przyszłości Jacka Nicholsona reżyser Mike Nichols. Nie pomylił się. Aktor od niemal 40 lat cieszy się niezmiennym poważaniem i popularnością. Przekroczył 70 rok życia i właśnie teraz przyszło mu się zmierzyć z rolą, która dotyka tematu przemijania.
„Choć goni nas czas”, gdzie stworzył gwiazdorski duet z Morganem Freemanem, jest historią dwóch mężczyzn, których losy splątały się u schyłku życia w szpitalnej sali. Dzieli ich niemal wszystko, łączy śmiertelna choroba. Z czasem bohaterowie odkrywają jeszcze dwa wspólne mianowniki: potrzebę akceptacji samego siebie oraz pragnienie, aby pozostały im czas spędzić na robieniu wyłącznie tego, na co zawsze mieli ochotę. I tak, wbrew zdrowemu rozsądkowi, wyruszają w podróż marzeń, zaopatrzeni jedynie w listę „rzeczy do zrobienia”.
Podczas brytyjskiej premiery filmu Jack Nicholson zapytany czy dysponuje podobną listą, jak jego postać powiedział: „Chcę żyć dostatecznie długo żeby zobaczyć jak moje dzieci skończą studia; nie robię list, chociaż zawsze chciałem nauczyć się języka obcego i sztuki kulinarnej”.
Twierdząc jednocześnie, że niezbyt często zaprząta sobie głowę własną śmiercią, aktor mówi: „Wiem, że ludzie dyskutują na takie tematy sami ze sobą, myślą ile jeszcze czasu im zostało, zastanawiają się czy woleliby pochówek, czy kremację”.
„Choć goni nas czas” podchodzi do tych dylematów z zadziwiającą lekkością, która jednak w żaden sposób nie bagatelizuje ważkości tematu. W końcu na pytania zadane w filmie każdy człowiek będzie musiał sobie, prędzej czy później, odpowiedzieć.
„Odkąd skończyłem 50 lat pierwszy raz poczułem się młody, osiągnąwszy siedemdziesiątkę, czuję się wspaniale”, przyznaje gwiazdor i nie należy wątpić, że to prawda. Ciągle w pełni sił, ciągle aktywny zawodowo. Czas pozostaje za nim daleko w tyle.
28 marca film pojawi się na ekranach polskich kin.