28-10-2011
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Jeśli myślicie, że w filmach o przeklętych domach nie można wymyślić nic nowego... macie racje. A przynajmniej "Dom snów" nie przyczyni się do zmiany tego przekonania.
Wielki dom, szczęśliwa rodzina i... tajemnica. Wymarzone życie Willa Atentona zmienia się w koszmar, gdy odkrywa, że w posiadłości, do której właśnie wprowadził się z żoną i dziećmi kiedyś dokonano tragicznego zabójstwa.
Połowa filmu to thrillerowy klasyk. Will rzuca pracę w mieście, by w pięknym, ogromnym domu pisać książkę. Oczywiście, rzecz dzieje się zimą (pachnie Kingiem, prawda?). Dom ma sekretne pomieszczenia, a dziewczynki wyglądają anielsko. Jest też tajemnicza sąsiadka i jej niezbyt przyjazny mąż. Krótko mówiąc, Jim Sheridan nie proponuje w tej kwestii nic ponad obowiązujące, wyeksploatowane standardy.
Później, jednak jest (niespodziewany) zwrot akcji i przez chwilę film robi się ciekawy. Pojawia się kilka interesujących hipotez, trudno powiedzieć kto jest dobry, a kto zły. Trwa to jednak chwilę. Dalej reżyser proponuje nam rozwleczony dramat, tak źle poskładany, że przestaje nas obchodzić, co się wydarzyło naprawdę.
Zbliża się Halloween, więc od biedy "Dom snów" można potraktować jako rozbiegówkę sezonu horrorowego. Film ma, przynajmniej do pewnego momentu, niezły klimat, a James Bond, znaczy Daniel Craig, w thrillerowym wcieleniu jest bardziej niż przekonujący. Całość jednak, pomimo udziału uznanego reżysera i bardzo dobrej obsady (grają także Rachel Weisz i Naomi Watts), wypada poniżej przeciętnej.