29-03-2012
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
"Igrzyska Śmierci" to naprawdę udany film. Ciekawy, widowiskowy, kapitalnie zagrany. Rzecz dzieje się w świecie, gdzie nie ma Stanów Zjednoczonych. Zamiast nich na terenach Ameryki Północnej powstaje państwo Panem.
Władze stolicy zmuszają podległe rejony do corocznej "daniny" w postaci chłopca i dziewczyny pomiędzy dwunastym, a osiemnastym rokiem życia. Ofiary muszą brać udział w transmitowanym przez telewizję turnieju na śmierć i życie. Główną bohaterką opowieści jest Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence), która dobrowolnie zgłasza się do udziału w igrzyskach, aby ocalić swoją siostrę.
Bezpośredni wstęp tej recenzji służy temu, by nie postrzegać dzieła Gary'ego Rossa jako produkcji o nastolatkach i dla nastolatków. To bowiem coś więcej niż rozterki młodości i miłość. Z jednej strony mamy antyutopię, ze swoistym podziałem kastowym (im dalszy numer dystryktu, tym jest on biedniejszy) i wszechobecnym nadzorem. Z drugiej, to analogia naszych zmedializowanych czasów. Gdzie liczy się show, wrażenie, oglądalność. Gdzie manipulacja i zabawa w boga są na porządku dziennym.
Jest w tym pewien paradoks, bowiem poruszane kwestie przedstawione są w typowo rozrywkowym stylu, a film ma wszelkie znamiona superprodukcji, która przede wszystkim ma się podobać i to przede wszystkim młodzieży. Wyraźny jest więc sensacyjny charakter z wymyślnymi, acz niekoniecznie drastycznymi pojedynkami czy kilkoma udanymi zwrotami akcji. Jest niewielki, ale jakże urzekający i szlachetny wątek miłosny. No i oczywiście efekty. Niewątpliwie, poza świetną, bardzo przekonującą rolą Jennifer Lawrence, głównym atutem dzieła jest jego wizualna strona. Przerysowana, przytłaczająca kiczowatym rozmachem futurystyczna część, po prostu, zachwyca. Makijaże, kostiumy, które wprawiłyby w osłupienie Willy'ego Wonkę, a także kapitalne techniczne rozwiązania (genialne tworzenie bestii), doskonale kontrastują z siermiężną, szaro-burą rzeczywistością miasteczka głównej bohaterki czy pełną pułapek leśną areną, gdzie toczą się walki.
Przekaz "Igrzysk śmierci" jest prosty i wyraźny, ale nie razi naiwnością czy banałem. W kreacji świata przyszłości jest z kolei zadziwiająca konsekwencja. To solidne, zmyślne i inteligentne kino rozrywkowe o młodej, dzielnej, walecznej dziewczynie.