28-03-2014
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Kapitan Ameryka ma się świetnie, Steve Rogers nieco mniej, gdyż nie może przystosować się do świata XXI wieku. Gdy świat ten potrzebuje jednak pomocy, nie będzie się zastanawiał.
Kiedyś takie megaprodukcje gościły na ekranach góra kilka razy do roku. Teraz wchodzą do kin w ilościach hurtowych, szczęśliwie nie wpływa to na pogorszenie jakości, wręcz przeciwnie. "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" to widowisko jeszcze lepsze niż "Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie". To, że akcja rozgrywa się współcześnie dodaje całości "kopa". Jest tu wszystko, czego można się było spodziewać, a może nawet trochę więcej.
Sam początek odrobinę się ciągnie, ale tempo rośnie, zanim zdążymy się zacząć nudzić. Steve'a (Chris Evans) martwi nieco to, że przespał w lodzie ostatnie kilkadziesiąt lat i że obudził się w świecie, w którym inwigilacja cyfrowa jest normą - nie o taką Amerykę walczył! Zanim jednak pogrąży się w depresji, przyjdzie mu z rąk piratów odbić statek Tarczy, zobaczy śmierć dyrektora Nicka Fury'ego () i sam stanie się celem własnej organizacji oraz wrogiem tajemniczego Zimowego Żołnierza (Sebastian Stan). Wydarzenia w całość będzie składał w trakcie kolejnych potyczek, pościgów i wybuchów (nie trzeba chyba pisać, że wszystkie są naprawdę imponujące!). Razem z Natashą Romanoff / Czarną Wdową (Scarlett Johansson) i Samem Wilsonem / Falconem (Anthony Mackie) stworzy zgrany i nieustraszony team, któremu łatwo będzie kibicować.
Poza show "Kapitan Ameryka: Zimowy żołnierz" oferuje także zdrową dawkę autoironicznego humoru, który w mig przełamuje ciężkość niektórych kwestii i pozwala łatwiej przełknąć sporą dawkę amerykańskiego patriotyzmu. Kapitan Ameryka to przecież suberbohater starej daty - w przenośni i dosłownie. Honor, szczerość, przyjaźń, lojalność, zaufanie - to zasady, którymi się kieruje, nawet jeżeli ma dla nich narażać swoje życie. Jest w tym coś… szlachetnego i świeżego (w zalewie kinowego cynizmu). Cały scenariusz zresztą, dzieło Christophera Markusa i Stephena McFeely'ego, wykracza delikatnie poza zwykłą zabawę. Troski i obawy Kapitana nie są pozbawione podstaw. Pytania i refleksje, które słyszymy z ekranu, to prawdziwe problemy etyczne i moralne XXI wieku. Jest coś w Kapitanie i Czarnej Wdowie z Edwarda Snowdena czy Juliana Assange'a.
Kolejnym smakołykiem "Zimowego żołnierza" - nie tylko dla tych wielbicieli X muzy, którzy wychowali się na "Trzech dniach kondora" czy "Wszystkich ludzi prezydenta" - jest udział . Mistrz pojawia się tu w nietypowej dla siebie kreacji. Nie będę jednak spoilerować. Zobaczcie sami! Film braci Anthony'ego i Joe Russo to kawał solidnej roboty!