02-07-2006
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Ona ma na imię Erika i jest po pięćdziesiątce, on ma na imię Harry i ma 63 lata, ona jest rozwódką po 20 latach małżeństwa, a on jest chłopakiem jej 30-letniej córki, dodajmy do tego jeszcze młodego, przystojnego lekarza do szaleństwa zakochanego w Erice i olbrzymią dawkę humoru, a co otrzymamy? Otrzymamy mieszankę wybuchową w postaci doskonałej komedii w wykonaniu samych gwiazd Hollywood.
Harry Sanborn (Jack Nicholson) to podstarzały playboy, który gustuje w młodszych od siebie kobietach i w zasadzie nigdy nie umawia się z paniami w swoim wieku. Pewnego pogodnego dnia wyrusza ze swoją świeżo poznaną przyjaciółką o imieniu Marin (Amanda Peet) do domku należącego do jej matki Eriki (Diane Keaton). Tam rozpoczyna się akcja filmu.
Od samego początku reżyser (Nancy Mayers) zarzuca nas dużą ilością humoru sytuacyjnego. Mnogość zabawnych scen począwszy od momentu, w którym Harry paradując w samych bokserkach po kuchni zostaje przyłapany przez Erikę, ani na chwilę nie pozwala nam się oderwać od ekranu. Bez wątpienia ogromnym atutem filmu są elementy komediowe umiejętnie przeplatane z wątkami romantycznymi oraz wspaniałe dialogi dobrze oddające charakter bohaterów.
Erika to pisarka o światowej sławie, która po rozwodzie nie potrafiła ułożyć sobie życia z innym mężczyzną. Prowadzi spokojne życie z córką Marin i siostrą Zoe aż do momentu dopóki nie poznaje chłopaka swojej córki, Harrego. Kobieta dość niechętnie podchodzi do nowego narzeczonego córki i początkowo traktuje go z nieukrywaną wrogością. Momentem zwrotnym jest atak serca, którego doznaje Harry podczas miłosnych igraszek z Miran. Owo wydarzenie staje się początkiem wszystkiego, wielkiej miłości, wielkiego rozstania i co najbardziej zadziwia ogromnej przemiany głównego bohatera.
Film jest dość nietypową komedią romantyczną gdyż opowiada o miłości dwojga osób po przejściach, w dodatku na pierwszy rzut oka całkowicie od siebie różnych. Hollywood do tej pory przyzwyczajało nas raczej do jasnych i niezbyt skomplikowanych miłosnych historii, w których dwoje bohaterów stopniowo zmierza w swoim kierunku po linii prostej. W "Lepiej późno, niż później" mamy do czynienia z odrobinę mniej klarowną sytuacją. Ona jest "cięta" na mężczyzn, a szczególnie na Harrego, romantyczna, troszeczkę zakompleksiona i bardzo silna, jak na kobietę sukcesu przystało. Harry to playboy, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki i jest typowym "łamaczem" serc. Te dwie przeciwności w bliskim kontakcie nie mogą się nie przyciągnąć. Tak też się dzieje, ale pomiędzy nimi stanie ktoś jeszcze, doktor Julian Mercer (Keanu Reeves), który od momentu poznania Eriki zakochuje się w niej bez pamięci.
Moim zdaniem ów film to strzał w dziesiątkę. Ukazuje nam wielką miłość dwojga ludzi, którzy niekoniecznie do siebie pasują, a co ciekawsze nawet się z początku odpychają. Elementem, który sprawia, iż ów obraz jest poniekąd novum na wielkim ekranie to fakt pokazania uczucia dwojga seniorów, którzy swą świeżością, spontanicznością i prowadzonymi gierkami miłosnymi mogliby przyćmić niejedną zakochaną parę nastolatków.
Zobacz też: