05-10-2013
zmień rozmiar tekstu
A+ A-
Po raz kolejny Robert Więckiewicz udowadnia, że jest fantastycznym aktorem, a my - widzowie - powinniśmy dziękować Juliuszowi Machulskiemu, że w 2004 roku zaproponował mu rolę w "Vincim", wyciągając go z kinowego niebytu.
W "" Więckiewicz tak bardzo upodabnia się do swojego bohatera, że nie sposób go od niego odróżnić. Z pomocą kostiumu i charakteryzacji aktor przejął nie tylko wygląd Lecha Wałęsy, ale i jego gestykulację oraz specyficzny sposób mówienia, a także charyzmę. Najnowsze dzieło Andrzeja Wajdy to zdecydowanie jego, Więckiewicza, film. Ale to również kino zrealizowane z werwą i pulsującym pod powierzchnią buntem oraz marzeniami. Z jednej strony opowiedziane dość klasycznie, zamknięte w ramie wywiadu prezydenta z , przeplatające ujęcia fabularne z paradokumentalnymi, z drugiej - dynamicznie. Kolejnym decyzjom Wałęsy towarzyszą brzmienia polskiego (punk) rocka lat 80. Historia niesiona jest dźwiękami Brygady Kryzys czy Chłopców z Placu Broni (nie bójcie się - Wałęsa nie śpiewa Grechuty w stylu reggae - tak, jak Kamil Bednarek w promującym film teledysku)..
Szczęśliwie, czego chyba wszyscy się obawiali, film nie jest hagiograficzną laurką wystawioną . Janusz Głowacki, autor scenariusza, zapewne pod czymś takim nie miałby ochoty się podpisać. Prezydent jawi się jako człowiek momentami butny, przedkładający politykę i działanie nad rodzinę, raczej "trudny". W samej fabule nie pominięto kilku niewygodnych zdarzeń z jego życia, aczkolwiek kontrowersji, a tym bardziej jakichkolwiek oskarżeń tu też nie znajdziemy. Wajda wybrał drogę środka z lekkim przechyłem w stronę pochwały - fakty ubarwia subtelnie narysowanymi obrazkami obyczajowymi, bliższy jest humorowi niźli tragizmowi, codzienności niźli heroizmowi. Skupia się też na najjaśniejszym okresie życia prezydenta, nie wnika w jego późniejsze oceny i postrzeganie. Wedle tytułu - trzyma się nadziei i optymizmu.
Najciekawszym wątkiem filmu jest jednak nie polityka czy sama historia, tylko… życie rodzinne Wałęsów. Danusia (sprawnie sportretowana przez Agnieszkę Grochowską) musi znosić ciągłe aresztowania i nieobecności męża, praktycznie sama zajmuje się dziećmi. Gdyby scen z jej udziałem (czy szerzej - z udziałem całej rodziny Wałęsów) było jeszcze więcej, "Wałęsa…" mógłby stać się jeszcze ciekawszym, bardziej osobistym, kameralnym projektem. Tymczasem to film zrealizowany z rozmachem, wędrujący z tłumem po ulicach i stoczni, gabinetach i celach. W obecnej formie pozwala spojrzeć na lata 80. i przemiany w Polsce przez pryzmat Wałęsy i Solidarności. Chociaż momentami może wydawać się trochę przegadany, to jednak ogląda się go raczej dobrze. Na bardziej surowe i wieloznaczne opowieści, inne punkty widzenia czy psychologię przyjdzie pewnie jeszcze pora.