Strona głównaKulturaWypisz, wymaluj... miłość (Words and Pictures)

Wypisz, wymaluj... miłość (Words and Pictures)

Film Freda Schepisiego ogląda się dobrze, nawet przyjemnie. Na tle innych komedii romantycznych wypada inteligentnie. Szybko się jednak o nim zapomina. Trochę brak tu przebojowości.
fot. Wypisz, wymaluj... miłośćNie jest to trzepotliwy romansik między uroczą blondyneczką i przystojnym księciem z bajki. Ta dotyczy "prawdziwszych" ludzi - w średnim wieku, po przejściach i z problemami, z przyzwyczajeniami, których nigdy już nie zmienią, nawet dla największej pasji. Ona, uznana malarka Dina Delsanto (Juliette Binoche), zmaga się z poważną chorobą, która coraz bardziej utrudnia jej pracę. Kobieta traci kontrolę nad własnym ciałem, coraz częściej walczy z bólem i z frustracją, że nie jest już w stanie tworzyć tak jak kiedyś. On, charyzmatyczny i cyniczny pisarz Jack Marcus (Clive Owen), natchnienie zgubił w kieliszku. Przed sobą i światem udaje Ernesta Hemingwaya, a tak naprawdę jest już blisko życiowego i artystycznego dna. Spotykają się w prestiżowym liceum. Szkoła zapewne nie stanowi szczytu ich marzeń, ale nie jest też koszmarem. Odnajdują się w tej rzeczywistości. Potrafią dotrzeć do uczniów, a nawet zaangażować ich w "wojnę", która ma rozstrzygnąć, co ma większą moc: słowo pisane czy obraz.

"Stowarzyszenie umarłych poetów" Petera Weira spotyka się tu z "Ani słowa więcej" Nicole Holofcener. Bohaterowie toczą bój o swoją drugą szansę i prowokują uczniów do myślenia i działania, wykraczającego poza wpisanie hasła do Google'a. Trafiają się bardzo celne obserwacje i dialogi, pojawia się inteligentny żart. Sam romans jest wiarygodny. Ściągnięcie bohaterów z romantycznych chmur na ziemię, do świata, w którym każdy ma jakieś problemy, demony i kompleksy, nie tylko słodkie marzenia - przemawia na plus "Wypisz, wymaluj… miłość". Aktorzy - nie tylko Owen i Binoche, ale i drugi plan - Bruce Davison jako ostatni przyjaciel Marcusa czy Navid Negahban w roli dyrektora szkoły - przyciągają do ekranu.

Szkoda jednak, że jest tu trochę za wiele dłużyzn, sztywności. Siły i dramatyzmu dzieła Weira na pewno brak. Bitwa na słowa i obrazy przedstawiona została wyjątkowo bezbarwnie - głównie jako wystawka w gablotce i prelekcja na szkolnej gali. Trochę za mało w tym wszystkim energii i charyzmy, pomysłu, który sprawiłyby, że ten film pozostałby w głowach (i sercach) na dłużej.

Karolina Łukaszewicz / megafon.pl

Zgłoś błąd lub uwagę do artykułu

Zobacz także

 

 

 

Skomentuj artykuł:

Komentarze mogą dodawać wyłącznie osoby zalogowane.
Jesteś niezalogowany: zaloguj się / zarejestruj się




Publikowane komentarze są prywatnymi opiniami użytkowników serwisu. Senior.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii. Komentarze niezgodne z prawem i Regulaminem serwisu będą usuwane.

Artykuły promowane

Najnowsze w dziale

Polecane na Facebooku

Najnowsze na forum

Warto zobaczyć

  • EWST.pl
  • Fundacja ITAKA - Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych
  • Hospicja.pl
  • Poradnik-zdrowia.pl
  • Oferty pracy